piątek, 1 października 2010

To już "kryzys..."?


Od dłuższego czasu nic nie pisałem. Tych których stwierdzają że wypalił się słomiany zapał świeżego blogowicza, wyprowadzam z błędu. Na przerwę wpłynęły takie prozaiczne sprawy jak brak czasu i mnóstwo przeróżnego rodzaju obowiązków (zarówno firmowych jak i prywatnych).

Tyle że jest inny problem. Dziś czytałem na Onecie że wg. Brytyjskich naukowców, zjawisko „kryzysu wieku średniego” i teraz pojawia się już u ludzi znacznie młodszych, w wieku ok. 35-40 lat. Nie osiągnąłem jeszcze niższego pułapu tej średniej, brakuje mi jeszcze kilku lat, ale jestem więcej niż przekonany że „kryzys” już mnie dopada. Poziom, tzw. Wku…wienia  byle małym drobiazgiem rozrasta się u mnie do poziomu kataklizmu. Najmniejsza dziura na asfalcie osiąga rozmiar krateru a przechodzień przechodzący przez pasy zdaje się poruszać wolniej niż schorowany winniczek. Poprzednie zdanie też zresztą jest dowodem na zmiany na gorsze bo myślę czasem o sobie jako o istocie wyłącznie zmotoryzowanej, zapominając o tym co opisują nawet w wierszyku z kart parkingowych „Kierowco, pamiętaj. Po opuszczeniu pojazdu, stajesz się pieszym”. Rodzina dziwi mi się że niewiele interesują mnie auta chlapiące na przechodniów, krzywe chodniki i za krótko palące się światła na przejściach. I nic na to nie poradzę bo faktycznie siedzenie w samochodzie wydaje mi się bardziej naturalne niż proces chodzenia. – Z jednej strony nie jest tak źle, bo przynajmniej zdaję sobie z tego sprawę. Z drugiej jednak nie za bardzo mam pomysł co z tym fantem zrobić.
Żeby tego było mało, włączył mi się taki mały „aspołeczniak” bo obcowanie z niektórymi osobami, nawet takimi które naprawdę lubię, jest dla mnie niewyobrażalną męczarnią zbliżoną do przebywania na grillu w towarzystwie stada upierdliwych komarów.
Czy to już objawy faktycznego „kryzysu wieku średniego”? Nie wiem. Ale jakiegoś kryzysu na pewno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz